Opowiadanie dwuzłotówki...

Na blogu zawiało pustką... Mam nadzieję, że tylko na chwilę i niedługo otworzy się worek z nowymi wpisami (materiał jest, tylko wymaga złożenia...). 

Tymczasem zapraszam Was serdecznie do obserwowania fanpage'a, gdzie w miarę regularnie udaje mi się wrzucać drobniejsze materiały m.in. w cyklach:

#MONETADNIAMDRP, gdzie prezentuję m.in. monety z kolekcji The Royal Mint Museum wraz z ciekawostkami dotyczącymi danej emisji, oraz 

#DOBRANOCKAMDRP, gdzie znajdziecie historie z prasy, w których monety pojawiają się bardziej jako widz lub uczestnik wydarzeń - czasem zabawne, czasem smutne, czy przerażające, pokazujące monety w życiu codziennym II RP ... 

Ostatnio repozytoria cyfrowe przyniosły mi sporo ciekawych i zabawnych materiałów poświęconych propagandzie oszczędności. Kilka z nich znajdziecie właśnie w Dobranockach na fanpage'u. Dziś nieco dłuższa "dobranocka" ląduje na blogu, a w niej trochę historii złotego, trochę propagandy oszczędności i trochę życia codziennego młodych ludzi... Zatem zapraszam na... 

"Opowiadanie dwuzłotówki" 

(źródło: Gazetka Oszczędnościowa, marzec, kwiecień, maj 1931 r., polona.pl). 

- Dzyń-ń-ń – brzękła srebrna dwuzłotówka spadając na dno skarbonki oszczędnego Józia Ciułacza.

- Zdaje się, że tu zaznam wreszcie spokoju po tej ciągłej tułaczce w ciągu ostatnich dwóch tygodni. Bo też miałam szczęście, jak gdybym się w czepku urodziła, albo podkowę znalazła. Wciąż do skarbonki, ze skarbonki do Kasy, z Kasy do czyjejś kieszeni, stąd znów do skarbonki, a tu towarzystwo w tem żelaznyem pudełku pod zdechłym psem. Same grosze: i żeby to niklowe przynajmniej, to by jeszcze uszło, ale gdzieżby tam - skarbonki przepełnione są miedziakami, jakiemiś pięcio i dwugroszówkami a nawet groszami. Samo tałałajstwo bez żadnego wychowania i obycia w świecie. Tu przynajmniej nikogo nie ma, może więc wreszcie wypocznę.

- Bardzo panią przepraszam – odezwał się nagle z kąta skarbonki mały zczerniały od starości grosz, którego zauważyć z trudem było można na tle zardzewiałej blachy. - Jestem miedzianym groszem i zabraniam najuroczyściej, aby mnie i moich imienników nazywano „tałałajstwem bez wychowania". Pewnie nie wie pani o tem, że my, grosze, mamy swoją starą tradycję, że grosze bić zaczął już Wacław II-gi, król czeski i polski. Grosz był wówczas monetą srebrną, która zastąpić miała srebrnego również denara, najstarszą w Polsce monetą, bo znaną już za króla Mieszka I-go. Kto w owych czasach słyszał coś o was, złotych?

- Słuszna uwaga, ambitny groszu! – odparła zawstydzona dwuzłotówka. - Istotnie, dopiero król Zygmunt Stary zaczął wybijać dukaty, zwane także czerwonemi złotemi. Ale za to byłyśmy w Polsce pierwszemi monetami złotemi. A jeden złoty był wart 30 groszy. Nie mamy się więc o co spierać, bo jeżeli ty masz za sobą starożytność rodu, to ja szlachetność kruszcu, dzięki czemu zawsze stały przede mną otworem najwspanialsze pałace, gdzie nabyłam większej, niż wy grosze,ogłady. Pozatem zresztą jednakowe koleje przechodziliśmy. Złoty, podzielony na trzydzieści groszy, pozostał monetą obowiązującą w Polsce aż do jej upadku. Odrodził się następnie w Księstwie Warszawskiem, obowiązywał w Królestwie Kongresowem, aż go Moskale skasowali po stłumieniu powstania 1831roku.

- Coprawda, to dziejów pieniądza polskiego w ostatnim stuleciu zbyt dobrze nie znam. Czemże tedy zastąpiono złotego i grosza na ziemiach polskich? – zapytał grosz.

- Zaborcy wprowadzili własną monetę: Moskale rubla, Niemcy markę, Austrjacy koronę.

- Cóż się z niemi stało, że dziś ich w Polsce nie widać?

- Wojna światowa 1914 – 1918 roku zmiotła z ziem polskich zaborców wraz z ich pieniędzmi; w ich miejsce zaś odrodziły się : państwo polskie i pieniądz polski. Kiedy w sierpniu 1915 roku Niemcy zajęli Królestwo polskie, a Moskale opuszczając te ziemie, wywieźli także ze sobą złożone w bankach zapasy pieniędzy, stanęła Kongresówka wobec braku obiegowych środków płatniczych. Żeby tej potrzebie zaradzić wydał generał-gubernator warszawski Beseler, w grudniu 1916 roku rozporządzenie, o utworzeniu Polskiej Krajowej Kasy Pożyczkowej w celu zaspokojenia potrzeb kredytu i z upoważnieniem do wydawania banknotów opiewających na marki polskie.

Marki polskie stały się pierwszym w odrodzonej Polsce, bo 11 listopada (w którym to dniu obchodziliśmy rocznicę odrodzenia Polski) 1918 r. P.K.K.P. przeszła w ręce nowoutworzonych w Warszawie władz polskich, a marka polska stała się prawnym środkiem płatniczym na całym obszarze Rzeczypospolitej.

- Skądże zatem wzięliśmy się znów w Polsce, my złote i grosze – zapytał zdumiony grosik. – Czyżby…

Ale nie dokończył. Do skarbonki wpadła bowiem tym razem potężna pięciozłotówka i przerwała historię pieniądza w Polsce, opowiadaną przez wytworną i wykształconą dwuzłotówkę.

- Opowiem ci resztę innym razem, - usłyszał w tej chwili jej szept, - teraz trzeba zawrzeć znajomość z nową sąsiadką.

To rzekłszy zwróciła się do nowoprzybyłej z powitalnym uśmiechem.

Potężna pięciozłotówka, która z takim hałasem wpadła do skarbonki, nie była jednak skora do rozmowy. Przebyła ona jeszcze dłuższą wędrówkę niż jej obecna sąsiadka, dwuzłotówka, więc pragnęła wrócić do sił przez smaczną drzemkę, na dnie skarbonki.

To też przerwana rozmowa potoczyła się dalej. Głos zabrała dwuzłotówka.

- Marki polskie nie długo jednak były w obiegu. Już bowiem w lutym 1919 roku wyszła ustawa, która postanowiła, że jednostką monetarną w Polsce ma być podobnie, jak w dawnych wiekach, złoty, podzielony jednak już nie na trzydzieści, jak dawniej, ale na sto groszy.

Do wykonania tej reformy przyszło jednak dopiero w 1924 roku. Zniesiono wówczas Polską Krajową Kasę Pożyczkową i wycofano z obiegu marki polskie. W miejsce P.K.K.P. powstał nowoutworzony Bank Polski, a marki wymieniono na złote po kursie 1.800.000 marek za 1 złotego. Nie była to tylko zmiana nazwy, ale także wartości i zasad wydawania pieniędzy. Marki bowiem były pieniądzem papierowym, nie zastępowały one złota, ani srebra i miały służyć jako środek wymiany tylko tymczasowo, do chwili wypuszczenia w obieg złotego. Natomiast złoty zastępuje kruszce szlachetne t. j. złoto i srebro, znajdujące się rzeczywiście w skarbcu Banku Polskiego. Według rozporządzenia Prezydenta Rzeczypospolitej z 1927 roku, rząd może wybijać monety złote po 100, 50 i 25 złotych, srebrne po 5 i 2 złote, niklowe po 1 zł, 50, 20 i 10 groszy, bronzowe po 5, 2 i 1 groszu.

- A przecież mamy też pieniądze papierowe – przerwał grosik.

- Tak jest, bowiem rząd nie korzysta z prawa wybijania monet złotych. Upoważnił natomiast Bank Polski do wydawania banknotów, które zastępują w obiegu monety złote. Mogą one być jednak wymienione przez każdego, kto tego sobie życzy, na złoto w Banku Polskim w Warszawie, lecz w ilości nie mniejszej niż 20 tysięcy złotych.

Bank Polski przechowuje w swoim skarbcu ogromne zapasy złota, srebra i dobrych walut obcych, np. dolarów, po to, żeby móc każdej chwili wymienić za nie swoje banknoty. Nie wolno mu wydawać banknotów za dużo, dzięki czemu obecne polskie banknoty nie tracą swojej wartości, gdyż zawsze można je wymienić na złoto. Wartość „pokrycia obiegu banknotów” (rezerw złota i walut obcych, srebra, weksli itp.), wynosi teraz przeszło półtora miljarda złotych, banknotów zaś jest w obiegu o kilkaset miljonów mniej. Oto dlaczego pieniądz polski od 1927 roku nie spada i nie spadnie, bo jest oparty na prawdziwem złocie.

- Ach, jakże wy, dwuzłotówki, jesteście wykształcone! Tymczasem my, miedziaki nic a nic o tych ostatnich zmianach polskiego pieniądza nie słyszeliśmy…

- No, to nic dziwnego, przecie wy nie wszędzie macie dostęp. Ja np. przez pół roku leżałam w skarbcu Banku Polskiego. Was miedziaków tam nie wpuszczają wogóle i nawet nam srebru robią trudności, bo przedewszystkiem złoto jest pokryciem banknotów. Z tego skarbca wyniosłam najwięcej wiadomości.

- Proszę mi tedy powiedzieć, szanowna dwuzłotówko, poco były te wszystkie zmiany i reformy. Czy społeczeństwo ma z nich jakiś pożytek?

- Ależ ogromny!... Dzięki nim pieniądz polski stoi dziś na mocnych i niewzruszonych podstawach. Mimo ciężkiego przesilenia gospodarczego, jakie obecnie Polska wraz z całym światem przeżywa, niema dziś mowy o kryzysie pieniężnym. Zachwianie się wartości złotego jest nie do pomyślenia, choćby ogólny stan gospodarczy jeszcze bardziej się pogorszył. Uporządkowane finanse państwa polskiego, doskonały podkład kruszcowy, wielkie zapasy Banku Polskiego w sztabach i monetach złotych są najlepszą rękojmią utrzymania się złotego. Kto nie ma zaufania do naszego pieniądza, ten nie wierzy w przyszłość naszego państwa.

Obywatel może dziś z pełnem zaufaniem składać pieniądze w kasach oszczędności. Powinien to robić, bo składając oszczędności w publicznych kasach, nie tylko zabezpiecza byt sobie, ale oddaje równocześnie wielkie usługi gospodarstwu narodowemu. Wiadomo, że brak pieniędzy wywołuje zastój w gospodarstwie, klęskę bezrobocia, zmniejszenie się wytwórczości i stale rosnącą nędzę. Natomiast, gdy ludzie oszczędzają i składają do kas choćby najdrobniejsze oszczędności, zwiększa się kapitał narodowy, dobrobyt kraju się podnosi, rolnictwo, przemysł, rzemiosło i handel się rozwijają, bo mogą korzystać z taniego kredytu, a wskutek tego zmniejsza się też liczba bezrobotnych. Czy wszystko już zrozumiałeś, mój groszu?

- O tak – i szczerze ci jestem wdzięczny za te cenne objaśnienia. Nie omieszkam ich udzielić w przyszłości mym kolegom.

- Chętnie służę ci zawsze nowemi wiadomościami, o ile los zostawi nas razem w tej skarbonce – odparła grzecznie dwuzłotówka, rada, że przysłużyła się swą „oświatą” skromnemu grosikowi.

Tymczasem pięciozłotówka, która podczas całej tej pouczającej rozmowy spała sobie w najlepsze poruszyła się i spojrzała w stronę towarzyszy niedoli.

- Czy Szanowna pani na długo zawitała do naszej skarbonki? – zwrócił się do niej grosz z uprzejmem zapytaniem.

- Przemawiasz, zaśniedziały groszu, jakbyś pierwszy raz widział skarbonkę, - odburknęła opryskliwie. - Czyż nie wiadomo ci, że poto przezorna i oszczędna młodzież wrzuca każdy grosz do skarbonki, by co kilka tygodni, gdy się tam już parę złotych uzbiera, odnieść je do kasy oszczędności?

- Niby poco?

- Młodzież (mówię tu o młodzieży pozaszkolnej rzemieślniczej, robotniczej włościańskiej) za mało zarabia, żeby móc za swój jednorazowy zarobek coś pożytecznego kupić. Odkładając zaś drobne kwoty do kasy oszczędności, dochodzi z czasem do takiej ilości pieniędzy, jakiej potrzeba czy to na kupno ubrania, butów, czapki, czy na jakąś większą wycieczkę.

- Alboż to nie można, pieniędzy równie dobrze w domu składać i przechowywać?

- Można, ale w domu są one narażone na stratę, natomiast kasa oszczędności daje zupełną pewność, że złożone w niej pieniądze nie zginą; złodziej ich nie ukradnie, woda nie zabierze, pożar nie spali, a co najważniejsze, pieniądz nie jest narażony na ciągłą pokusę łatwego wydatkowania go. Długo by się ostały pieniądze, gdyby wciąż w domu pod ręką się znajdowały? Tyleż jest sposobności dokupienia, cukierków, papierosów, wódki, przegrania w karty... Kasa oszczędności zaś nie tylko chroni szczupły zarobek młodego chłopca przed niemądrem i nieoględnem roztrwonieniem, ale daje mu możność pomnożenia tych niewielkich funduszów. Ciułacz bowiem dostaje odsetki (procent) jako wynagrodzenie za to, że oddaje swoje pieniądze do przechowania kasie oszczędności, która niemi obraca, zasilając kredytem gospodarstwo krajowe.

- Wątpię, czy wszyscy młodzi chłopcy w ten sposób rozumieją i czy swój ciężko zapracowany grosz odkładają na czarną godzinę.

- Mogę ja coś o tem powiedzieć,- wtrąciła dwuzłotówka,- obracałam się ostatnio wśród młodzieży pozaszkolnej i zrobiłam wiele spostrzeżeń.

- Chętnie posłuchamy. Są z pewnością bardzo zajmujące!

- Po ukończeniu szkoły powszechnej przygotowują się młodzi chłopcy do swojego przyszłego zawodu, czy to w terminie u majstra, na praktyce w warsztacie, fabryce, czy też na roli u ojca lub we dworze. Mają już własne pieniądze i teraz pytanie, jak je zużytkować? Najczęściej, nie wie młody chłopiec, co zrobić ze swcjemi pieniędzmi. Mieszka u rodziców, którzy go żywią i ubierają, o utrzymanie więc troszczyć się nie musi. Niewielu tylko zastanowi się, nad tem, że ci rodzice, którzy tyle ofiar ponieśli, żeby go wychować, chcą teraz mieć z dziecka jakąś pomoc, podporę. Ci oddają zazwyczaj cały swój zarobek lub część przynajmniej rodzicom.

Cóż się dzieje z pieniędzmi tych, którzy niemi sami dysponują, nie łożąc nic, lub przynajmniej niewiele na wspólne utrzymanie? Pewnie wydają je na książki, czasopisma, składki w stowarzyszeniach, godziwe rozrywki, wycieczki, słowem to, co kształci umysł i charakter. Część zarobku odkładają z pewnością do kasy oszczędności.

I takich jest niewielu! Grupa ta góruje zazwyczaj nad resztą rówieśników inteligencją i prawością charakteru, służą im za wzór i przykład. Z tych społeczeństwo będzie miało pożytek w przyszłości.

Niestety, znacznie więcej jest takich, którzy swój ciężko zapracowany grosz rozrzucają na wszystkie strony bez żadnego celu i zastanowienia, marnując plon swojej własnej pracy. Niektórzy chcąc się stać wielkimi w oczach dziewcząt i starszych, ćmią papierosy „dla dodania sobie powagi". Myślą, że to już czyni ich dorosłymi i wzbudza szacunek u innych. Wielu jest chłopców, którzy harując przez cały tydzień, chcieliby bodaj w niedzielę zaznać jakiejś rozrywki, czy uciechy. Chcą oni za swoje pieniądze mieć chwilę radości i zadowolenia. Jakże smutno wygląda nieraz ta ich „radość"...

Oto kilku kolegów, wziąwszy zapłatę, postanawiają urządzić wesołą zabawę z panienkami i tańcami. Zabawa taka najczęściej odbywa się w karczmie. Muzyka gra, chłopcy fundują dziewczętom łakocie, sami „torfują" papierosy i stawiają sobie wzajemnie „kolejki", bo to „przecież i panna jakoś lepiej patrzy na kawalera z papierosem w ustach, a wódka to do rezyki i mądrości. Nie napijesz się, Toś nie chwat". Zabawa, choćby i poza karczmą się odbywała, nie obejdzie się bez papierosów i alkoholu. „Jak może zabawa być na sucho i jak można się bawić na trzeźwo? Po pijanemu – powiadają – zabawa idzie zupełnie inaczej, jest wesołość, śmiech, hałas, gwar, krzyk, czasem awantura". – Kiedy już dobrze mają w czubach, idą hurmą przez wieś, rozdzierając się do późnej nocy, jakby ich ze skóry łupiono, albo wszczynają kłótnię, potem bójkę, po której kogoś odnosi się do domu, innego umieszcza się w areszcie tymczasowym, z pozostałych część dowlecze się do domu, reszta kończy noclegiem w rowie przydrożnym. Nazajutrz bez ślepego grosza, o suchym chlebie, z bólem głowy, zaczadzeni i posiniaczeni wracają do pracy, by na drugie święto znów to samo powtórzyć. 

Są chłopcy, zadawalniający się bardzo niewinną rozrywką, nie pociągającą za sobą tak zgubnych na ciele i duszy skutków jak pijackie zabawy. Tacy wydają pieniądze na łakocie i cukierki, są namiętnymi gołębiarzami i hodowcami królików, jeżeli lubią muzykę, to kupują sobie mandolinę, harmonję, gramofon lub radjo. Ci, co mniej zarabiają, drogą oszczędności dochodzą do sum potrzebnych na taki wydatek. Sposobności do stracenia pieniędzy dostarczają im również majówki, odpusty połączone z różnemi grami, karuzelą, strzelaniem do celu innemi sposobami wyłudzenia grosza u naiwnych. W mieście dochodzą wydatki na kino, cyrk, „ważniejsze" mecze (na mniej ważne chodzi się na gapę). 

Młodzieńcy stateczni i praktyczni, których niestety jest niewielka liczba, na byle co pieniędzy nie tracą, lecz kupują rzeczy pożyteczne np. przyodziewek lub obuwie, zegarek, krawat, portmonetkę itp. Tacy bardzo często oszczędzają, rozumiejąc słusznie, że kiedyś, jako starsi, potrafią roztropniej i pożyteczniej rozporządzić uciułaną gotówką. 

Wtem nastąpił w skarbonce taki bałagan i zamieszanie, jakby się świat do góry nogami przewrócił... To Józio Ciułacz potrząsnął skarbonkę, chcąc się przekonać, czy dużo tam już pieniędzy się nazbierało. 

- Czas zanieść do kasy oszczędności - zawyrokował. Niech tam rosną w liczbę... 

(Opowiadanie niniejsze ‘przedrukowano z miesięcznika „Przyjaciel Młodzieży" za łaskawem zezwoleniem redakcji.)

 


Komentarze

Popularne posty