Nike, Rycerze Wolności i tajemnicze okręgi

Na początku mojej przygody z monetami II RP, próby omijałem szerokim łukiem (z resztą chyba nie jestem w tej kwestii odosobnionym przypadkiem). Piękne, ale poza zasięgiem – po co zawracać sobie nimi głowę? Jak się jednak okazuje, monety próbne (nie tylko próby technologiczne, ale także te „kolekcjonerskie”) mogą powiedzieć nam sporo o monetach obiegowych, dlatego też będą gościć tutaj nieraz. 

Dziś na pierwszym planie znajdzie się „kolekcjonerska” Nike z rokiem 1927 na awersie – spektakularna moim zdaniem odmiana projektu Edwarda Wittiga, która totalnie zawróciła mi w głowie podczas wizyty w Gabinecie Monet i Medali Muzeum Narodowego w Warszawie. Oto ona…

Na fanpage’u FB znajdziecie także filmik (TUTAJ). Wysoki relief, lustrzane tło, piękna kompozycja… waga: 18,39 g... Genialna moneta…

Początek

Kilka informacji na początek…

W październiku 1927 roku nastąpiła zmiana ustroju pieniężnego i ogłoszony został plan stabilizacyjny. Jednym z postanowień było wprowadzenie do obiegu (w końcu!) srebrnych pięciozłotówek, które miały zastąpić część wycofywanych pięciozłotowych biletów zdawkowych.

Nieco wcześniej, bo w sierpniu 1927 roku Rada Ministrów uchwaliła jednolity typ godła państwowego projektu prof. Zygmunta Kamińskiego, które również miało znaleźć się na nowych monetach. [Ciekawy artykuł dotyczący korony orła zamieściłem jakiś czas temu na fanpage’u – TUTAJ]

W listopadzie 1927 r. Dyrektor Mennicy Państwowej Jan Aleksandrowicz żywił nadzieję, że od nowego roku rozpocznie się bicie srebrnych pięciozłotówek, których wzory zostały opracowane przez prof. Edwarda Wittiga (m.in. Rzeczpospolita 12 listopada 1927). 

W grudniu 1927 r. podano informację o wybiciu próbnych egzemplarzy, które miały trafić do akceptacji ministra skarbu.

Źródło: Rzeczpospolita, 19 grudnia 1927 r., polona.pl

17 grudnia 1927 Ministerstwo Skarbu zatwierdziło projekt, choć oficjalnie wzór nowej monety ustaliło dopiero rozporządzenie Ministra Skarbu z dnia… 6 lipca 1928 r. 

Źródło: Polska Zbrojna, 18 grudnia 1927 r., polona.pl

Na tym wydarzeniu póki co zakończę wątek historyczny – dalsze losy monety obiegowej są niezwykle ciekawe. Zainteresowanych odsyłam TUTAJ – bardzo fajne opracowanie, sporo żywiołowej dyskusji i sporo materiałów źródłowych. 

Pierwsza Nike

Jak zatem wyglądały próbne monety zatwierdzone przez Ministra Skarbu w grudniu 1927 r.? Wydaje się prawdopodobne, że kompozycyjnie właśnie tak jak bohaterka niniejszego wpisu – to czy napis na trzeciej stronie monety widniał na pierwszych egzemplarzach, czy posiadały herb Kościesza oraz czy wypukło wybity był na nich napis PRÓBA wydaje się jednak wątpliwe. 

W „notatkach Bissiera” z numerem 17 opisana została „sztuka okazowa” – bez znaku Kościesza, bez napisu próba, gładka na otoku. Niezależnie od powyższego, mając na uwadze ówczesny proces tworzenia stempli, znak menniczy oraz „PRÓBA” puncowane były na stemplu (nie stanowiły elementu reliefu na patrycy (poza kilkoma wyjątkami)), co uprawdopodabnia sekwencję bicia monet najpierw stemplem rewersu bez znaku mennicy i „PRÓBY”, a następnie z tymi znakami. 

Być może zatem pierwsza Nike wyglądała właśnie tak:

Źródło: NIEMCZYK

Zdjęcia w pełnym rozmiarze i filmik zobaczycie TUTAJ.

Projekt Edwarda Wittiga 

"Wszystkie monety, będące obecnie w obiegu, są rezultatami szeregu konkursów na wzór monety, ogłaszanych przez Mennicę. Wyjątkiem jest nowa moneta 5-cio złotowa, projekt której został zamówiony u pr. E. Wittiga." – pisał Władysław Terlecki (Mennica Państwowa a numizmatyka, Pamiętnik Drugiego Zjazdu Numizmatyków i Medalografów Polskich w Poznaniu 3 i 4 czerwca 1929).

Źródło: NAC
Edward Wittig nie został zatem wybrany w na twórcę wzoru nowej pięciozłotówki na podstawie konkursu. Wybór ten był jednak, jak się wydaje, uzasadniony. Wittig uważany był za jednego z najwybitniejszych polskich rzeźbiarzy. Kształcił się na renomowanych europejskich uczelniach – Akademii Sztuk Pięknych w Wiedniu oraz Szkole Sztuk Pięknych w Paryżu. Był laureatem wielu nagród, jego prace gościły na paryskich salonach, a wiele z nich zostało zakupionych przez instytucje muzealne oraz rządy europejskich państw. W 1914 roku Wittig wrócił do Polski, gdzie wykładał rzeźbę w Warszawskiej Szkole Sztuk Pięknych oraz na Politechnice Warszawskiej (dla zainteresowanych – wykład wstępny z 1915 r. „O rzeźbie” znajdziecie TUTAJ).

W marcu 1927 r. Akademia Sztuk Pięknych w Paryżu powołała Edwarda Wittiga na jednego ze swoich członków, co było szeroko komentowanym wydarzeniem w prasie – Wittig był bowiem pierwszym polskim artystą, który dostąpił tak wysokiego zaszczytu. 

Prace medalierskie i płaskorzeźby nie były głównym polem działań artystycznych Wittiga. Artysta poświęcał się przede wszystkim rzeźbie wielkoformatowej – może kojarzycie pomnik lotnika w Warszawie? 

Źródło: Kurjer Warszawski 21 maja 1927 r., polona,pl; zdjęcie po prawej u góry - NAC

A tutaj miniaturka uchwycona podczas mojej niedawnej wizyty w Muzeum Warszawy:

Jeśli chodzi o mały relief, warto wspomnieć o innej „państwowej” pracy – medalu, który Wittig wykonał na zamówienie Ministerstwa Rolnictwa i Dóbr Państwowych (niedługo przed zamówieniem projektu pięciozłotówki).

Źródło: Antykwariat Numizmatyczny Stare Monety Waldemar Matyla

Artysta już w epoce doczekał się dwóch świetnych monografii, dlatego jeśli jesteście zainteresowani rozwojem jego twórczości i nieco dokładniejszym życiorysem zachęcam do lektury:

Także na fanpage’u, w cyklu #POSTACIEMDRP znajdziecie, krótką notkę na temat artysty – TUTAJ.

Wróćmy jednak do samego projektu monety. 

Rycerze wolności

Źródło: "Edward Wittig", S. Rutkowski, polona.pl

Nike na pięciozłotówkach to personifikacja Polski. Jej pierwowzorem jest fragment „Polska zwycięska”/ ”Zwycięstwo” należący do grupy rzeźb składających się na niedokończony projekt, wielkiego, w zamyśle autora, pomnika „Rycerze Wolności”, nad którym Wittig pracował w latach 1920-1922. Myślę, że warto poświęcić czas na analizę tego projektu, poznać intencje artysty oraz spojrzeć przez ten pryzmat na Nike z pięciozłotówki. 

W tym miejscu pozwolę sobie zacytować dość obszerny fragment wspomnianej wyżej pracy Władysława Kozickiego poświęcony właśnie temu dziełu.

"Idea pomnika zwycięstwa tkwiła głęboko w duszy artysty. Łatwo to zrozumieć. Z chwilą, gdy Polska po długich latach niewoli, klęski i zawodów odzyskała wolność i własne, niezawisłe Państwo, najwyższą ambicją, najgorętszem i najdumniejszem marzeniem każdego rzeźbiarza, czującego się naprawdę Polakiem, musiała się stać wizja olbrzymiego pomnika Zwycięstwa, dominującego nad jakimś wielkim placem stolicy lub jednego z głównych miast polskich. Czyniąc zadość wewnętrznej potrzebie, pomimo braku jakiegokolwiek konkretnego zamówienia, a nawet widoków na realizację swego pomysłu w dalszej przyszłości, Wittig z wielkim nakładem energii duchowej, trudu i pracy, wykonał w latach 1920—1922 gipsowy projekt takiego pomnika, który nazwał „Rycerze wolności”.

Źródło: "Edward Wittig: Rozwój twórczości", W. Kozicki, polona.pl

Jeśli „Nike polska” była koncepcją abstrakcyjną, oderwaną od rzeczywistości dziejowej, a wypowiadającą się tylko w symbolu, to tu połączył artysta sens symboliczny z poetycznie pojętą myślą historyczną i z pociągającą syntezą historjozoficzną. Dzieje polskich walk niepodległościowych od lat siedemdziesiątych XVIII w., od czasów istniejącego jeszcze, ale już rozkładającego się Państwa, poprzez wszystkie czyny orężne XIX w., aż do ponownego pojawienia się wojska polskiego w XX w. i udziału jego w wojnie światowej, pojął jako jedną całość, jako jeden nieprzerwany bój, trwający przez półtora wieku, zrazu nieszczęśliwy i klęskami znaczony, na długo nieraz przycichający, ale w duszach polskich niewygasający nigdy i dlatego właśnie ostatecznym tryumfem uwieńczony. Dopiero ta dramatyczna kondensacja w czasie dała koncepcji artysty możliwość urzeczywistnienia się w formie plastycznej. Przedstawia nam ona dotykającą końcem stopy niskiego cokołu i zrywającą się do lotu uskrzydloną Polskę, która prowadzi do zwycięskiego boju zgromadzonych u jej nóg sześciu powstańców z rozmaitych epok. 

Rozpoczyna ten wiekowy pochód konfederat barski w kontuszu i żupanie z wzniesioną karabelą w ręce, dotrzymuje mu kroku kosynier kościuszkowski w sukmanie z kosą na sztorc nabitą. 

Źródło: "Edward Wittig: Rozwój twórczości", W. Kozicki, polona.pl

Drugą dwójkę tworzą: wyprostowany jak struna ułan księcia Józefa w błyszczącym mundurze z czasów Księstwa Warszawskiego, maszerujący sprężystym, paradowym krokiem z proporczykiem w jednej, a z szablą w drugiej ręce — i słaniający się do upadku z powodu śmiertelnej rany, lecz niewypuszczający z dłoni sztandaru chorąży z powstania listopadowego 1830 r. 

Źródło: "Edward Wittig: Rozwój twórczości", W. Kozicki, polona.pl

Wreszcie na samym końcu w ostatniej parze młodociany przedstawiciel powstania styczniowego 1863 r. w czamarce, z strzelbą, jako jedyną bronią, wyciągniętą ręką wzywający do beznadziejnej bitwy z wrażą przemocą i ten, któremu będzie dane zwyciężyć w tym wielkim dziejowym boju, wpatrzony w postać Polski, wyciągający szablę z pochwy żołnierz legjonów Piłsudskiego. 

Źródło: "Edward Wittig: Rozwój twórczości", W. Kozicki, polona.pl

Z rzeźbiarskiego punktu widzenia „Rycerze wolności” zajmują w twórczości Wittiga stanowisko zupełnie wyjątkowe i odrębne. Otrzymujemy tu bowiem pierwsze na wielką skalę przeprowadzone rozwiązanie dwu problemów, które w dotychczasowych jego dziełach niewielką odgrywały rolę. Pierwszym z nich jest zagadnienie rzeźby, co więcej grupy, swobodnej, niezwartej, ściśle w sobie nie zamkniętej, z poszczególnemi członami, które nie wyrastają jedne z drugich — jak to jest regułą u klasycznego tektonika — ale przedzielone są od siebie dużemi masami powietrza, licznemi ażurami. Co prawda tektonika i tu nie zanika. Postać Niki wraz z powstańcami maszerującymi u dołu da się z łatwością wpisać w idealny schemat piramidy, z tą jednak istotną różnicą, że ten zasadniczy kształt geometryczny nie jest szczelnie wypełniony formą, która występuje tu w umyślnem rozluźnieniu i wskutek tego żąda dla siebie innych niż dotąd kryteriów estetycznych. Kulminują one w postulacie zachowania jak najdalej idącej rytmiki w budowie całości. Tę rytmikę, wspartą kontrapostem, uwydatnionym zarówno w obrębie każdej postaci jak też w kontrastowem przeciwstawieniu w ruchach i postawach strony prawej grupy stronie lewej i poszczególnych par parom idącym tuż za niemi, czuje się tu tak intensywnie, że ma się niemal iluzję oddziaływania wprost muzycznego. Twórcę tektonika odnajdujemy także w częstem posługiwaniu się wielkiemi linjami kompozycyjnemi. Największą z nich jest ta, która biegnie od palców wyciągniętej w górę prawej ręki Niki, poprzez jej ciało i znajduje z jednej strony zakończenie w linji szabli, którą wyciąga Piłsudczyk, z drugiej zaś w linji wyznaczonej kierunkiem torsu i cofniętej w tył prawej nogi powstańca z 63 r. Pełno też — jak dawniej bywało — eurytmicznych linij równoległych, jak wertykalne motywy prawej ręki Niki i proporczyka ułana, horyzontalne: jej wyciągnięte j prosto przed siebie lewej ręki i terenu, po którym idą powstańcy, skośne: u biegu skrzydeł i dolnej krawędzi jej powichrzonej u dołu szaty oraz torsu słaniającego się żołnierza. Wreszcie sześciokrotnie powtórzona eurytmia nóg szeroko rozstawionych w energicznym marszu. Te same zasadnicze linje konstrukcyjne i towarzyszące im linje eurytmiczne odszukać można bez trudu w każdym powstańcu z osobna. Dla zrozumienia genezy motywów formalnych w późniejszych dziełach Wittiga zapamiętać warto szczególnie motyw wyciągania szabli z pochwy, ujęty ściśle konstrukcyjnie, co powtórzy się w pomniku Lisa-Kuli i użyty kilkakrotnie motyw t. zw. Krzyża św. Andrzeja, t. zn. dwu linij prostych, przecinających się pod ostrym kątem, co będzie podstawowym schematem struktury „Lotnika”. (Studjującym reprodukcje poszczególnych postaci powstańców przypomnieć należy to, co dla fachowców jest od razu widoczne, że nie są to figury ostatecznie wypracowane, ale szkice, a więc jedynie plastyczne notatki struktur, postaw, ruchów i wyrazów). 

Drugą innowacją, wprowadzoną przez artystę w tem dziele jest element ruchu, który z taką wyrazistością i siłą nigdy dotąd u Wittiga nie występował. Sugestja marszu, pochodu jest zupełna. Na znak, dany przez uskrzydloną Polskę jej prawą ręką, rozpoczyna się ten symboliczny wiekowy pochód odwagi i ofiary, rozpacznego bohaterstwa i zwycięstwa, w kierunku dziejowym, wskazanym przez nią gestem jej lewej ręki. Oczywiście także jako rzeźbiarz ruchu Wittig nie przestaje być sobą, to jest klasykiem. Nie jest to ruch w najwyższem rozpętaniu, zrytmizowany w zasadzie, ale niezupełnie ściśle skoordynowany, taki, jaki dawali np. romantycy, Rude w „Marsyljance” lub Carpeaux w „Tańcu”. To ruch klasyczny i skandowany, na niewzruszonej metryce oparty, jakby homerycki heksametr z wyraźną, mocną cezurą gestyki rąk Niki. 

Źródło: "Edward Wittig: Rozwój twórczości", W. Kozicki, polona.pl

Ta postać Niki, czyli Polski zwycięskiej, jest największą, iście wspaniałą ozdobą wittigowskiego dzieła. Cała jest natchnieniem, zapałem, lotem. Leci nie tylko skrzydłami, węzłem włosów i wichurą fałdów rozwianych wiatrem u jej stóp, ale także całą postawą i układem ciała. Jeśli „Nike Polska” r. 1917 była tworem niezwiązanym z żadną tradycją, to przeciwnie ta jest rodzoną siostrą Nik antycznych. Jest uskrzydlona, jak marmurowa archaiczna Nike Archermosa i wszystkie późniejsze, ma szatę obcisłą i niemaskującą ciała u góry, a rozwichrzoną u dołu, jak Nike Paioniosa w Olimpji, daje niezrównaną iluzję lotu, jak Nike z Samotrake w Luwrze. A jednak mając to wszystko, co swoim Nikom dali plastycy starożytni, a co stało się prawie nieodłączne od pojęcia tego symbolu, jest równocześnie zupełnie inna. Ma odrębny układ, postawę, rzut fałdów, gestykę i wyraz. Jej twarz jest dziwnie rodzima, nie tylko polska ale i polna. Wrażenie to potęguje budowa jej ciała, zgrabna i harmonijna, ale daleka od eleganckiego konwenansu. Ta Polska zwycięska wygląda jak urodziwa dziewczyna z polskich łanów, której nagle skrzydła urosły. Gestyka jej rąk jest niezwykle sugestywnym, kapitalnym wynalazkiem rzeźbiarskim. Podobne ruchy rąk ma już wprawdzie rewolucyjna Nike w „Marsyljance” Rude’a, ale jakże nie skonstruowane, nie monumentalne! I o ileż szlachetniejsza i dostojniejsza jest ta Nike Wittiga od bezładnie, dziko rozrzuconej, szalejącej furji francuskiego artysty! Jeśli kiedyś przyjdzie do postawienia pomnika Wolności i Zwycięstwa w Gdyni, nie wyobrażam sobie, aby mogło się znaleźć coś bardziej nadającego się do tego celu od Wittiga „Rycerzy wolności” z tą niezrównaną Wiktorją polską. Czy może być lepsze upostaciowanie tych tęsknot polskich, którym genialny wyraz dał Żeromski w „Wietrze od morza”? Czyż może znaleźć się świetniejszy symbol wzięcia w posiadanie morza i Pomorza? Na razie znakomita koncepcja artysty doczekała się realizacji znacznie skromniejszej, ale za to jak najbardziej popularnej: jego Polskę zwycięską możemy oglądać codziennie na naszych monetach pięciozłotowych."

Projekt pomnika nie doczekał się realizacji, jednak pierwsza masowo bita srebrna pięciozłotówka II RP na swój sposób go upamiętniła. Jednocześnie analiza „Rycerzy wolności” pozwala na nieco głębsze poznanie symboliki i intencji przyświecających Wittigowi przy projekcie rewersu monety.

Czy na zamówienie projektu pięciozłotówki u profesora Wittiga wpływ miała świadomość wcześniejszego powstania projektu „Rycerzy wolności” wśród zamawiających, czy też Wittig po otrzymaniu zamówienia wyszedł z własną inicjatywą przedstawiając rewers z Nike? – nie wiem, jednak mając na uwadze okres powstania projektu monety, zarówno jedna jak i druga opcja wydają się być prawdopodobne.

Czyj ten orzeł?

Rewers to jedno. Czy jednak awers monety należy również przypisać prof. Wittigowi? Czy miał on wpływ na modelunek orła i układ legendy awersu (zarówno w wersji próbnej, jak i obiegowej), czy też należałoby awers przypisać jednak prof. Kamińskiemu i medalierni MP? Notka prasowa z 18 grudnia 1927 r., jak również choćby historia Żniwiarek, sugerują, że druga opcja jest bardziej prawdopodobna. 

Źródło: Cennik wyrobów artystycznych Mennicy Państwowej, 1935 r,, polona.pl

Dobro Rzeczpospolitej najwyższym prawem

O trzeciej stronie monety mogliście poczytać na fanpage’u (TUTAJ, TUTAJ i TUTAJ). Napis „SALUS REIPUBLICAE SUPREMA LEX” i jego umieszczenie nie stanowił jednak wymysłu Wittiga. 

Dla przypomnienia – cytując Pana Jerzego Chałupskiego: "Nike to pierwsze masowo bite monety II RP z napisem na rancie. Napis: "SALUS REIPUBLICAE SUPREMA LEX" - dobro Rzeczpospolitej najwyższym prawem, miał uzasadniać niedawny przewrót majowy.". I choć powyższe jest zgodne z prawdą, należy pamiętać, że przytoczona parafraza sentencji Cycerona na monetach II RP znalazła się już wcześniej (przed przewrotem majowym) m.in. na Konstytucji Lewandowskiego, Koperniku Szukalskiego, czy w pełnej wersji (SALUS REIPUBLICAE SUPREMA LEX ESTO), jak donosiły gazety, na pierwszej złotej dwudziestozłotówce z Chrobrym (ta czeka jeszcze na odkrycie ☺ ). 

Źródło: Warszawianka, 20 października 1925 r., polona.pl

Sama paremia pojawiała się w życiu politycznym II RP wielokrotnie, stanowiąc swoistą "ponadkonstytucyjną zasadę" kreowania prawa. Ciekawy felieton jej dotyczący znajdziecie TUTAJ.

Próby kolekcjonerskie

Wróćmy teraz do inspiracji niniejszego wpisu, czyli wersji „kolekcjonerskiej” Nike 1927 w srebrze (z napisem PRÓBA oraz napisem na rancie). 

Dlaczego kolekcjonerska?

Zakładając, że przedstawiona na początku niniejszego wpisu teza o kolejności bicia wariantów tej monety jest prawdziwa, ta wersja została wybita nie jako próba technologiczna, a z myślą o kolekcjonerach (większość międzywojennych prób stanowiły właśnie próby „kolekcjonerskie” –  sprzedawane przez Gabinet Numizmatyczny MP, były źródłem dodatkowego przychodu MP).

Władysław Terlecki w swoim katalogu pisał o nich tak:

"Monety próbne były wybijane z konieczności technicznych, które po części opisane już były poprzednio. Zjawisko to występowało szczególniej w mennicy stworzonej od nowa, nie posiadającej żadnych tradycji i doświadczeń technicznych. Miały one na celu wypróbowanie różnych rodzajów stopów brązu i srebra, znalezienie równowagi pomiędzy siłą automatu monetarnego, średnicą krążka, grubością krążka, twardością stopu i wysokością reliefu monety.

Część tych odbitek próbnych nie zostawała zniszczona, a dostawała się do rąk zbieraczy. Te niezbyt właściwe stosunki zostały unormowane po zorganizowaniu Gabinetu Numizmatycznego Mennicy Państwowej, otwartego 11.XI.1927 r., od której to daty monety próbne odbijane były w ilości 100 sztuk każdego rodzaju i sprzedawane zbieraczom według urzędowego cennika. Od roku 1925 zapadła decyzja, aby celem wyraźnego wyodrębnienia monet próbnych od obiegowych, za przykładem mennicy paryskiej, monety próbne zaopatrywać napisem na stemplu PRÓBA. Zarządzenie to było specjalnie celowym na wypadek przedostania się monety próbnej do obiegu, co mogło wywołać nieporozumienia przy rozliczeniach. Zarządzenie to jednak nie zawsze było przestrzegane. Niektóre próby techniczne były wykonywane bez tego napisu, lub też napis PRÓBA był wybijany później na samej monecie osobnym stempelkiem wgłąb. (…)

W zasadzie monety próbne, odbite w kilku egzemplarzach, były następnie uzupełniane do 100 egzemplarzy, lecz bywały wypadki, że pozostawiano je w małej ilości. (…)"

I choć dla krytyków Terleckiego, powyższy fragment można czytać poniekąd jako uzasadnienie jego powojennych praktyk, to jednak nie ulega wątpliwości, iż w okresie międzywojennym monety próbne były dystrybuowane przez Gabinet Numizmatyczny w wersjach „kolekcjonerskich”, będąc swego rodzaju odpowiednikiem dzisiejszych lustrzanek NBP.

W Komunikacie Gabinetu Numizmatycznego Mennicy Państwowej (przedrukowanym w WNA 1928/1929) na liście monet próbnych dostępnych do nabycia w Gabinecie odnajdziemy bohaterkę niniejszego wpisu. Jednocześnie pod listą znajdziemy również następującą informację:

"Próby mennicze wybijane są z reguły niewyżej 100 sztuk każdego rodzaju. Próbne monety srebrne bite są w srebrze 925 pr. Gabinet Numizm. sprzedaje jednej osobie najwyżej 2 sztuki tej samej próby."

Z kolei w Cenniku Monet Polskich Konrada Berezowskiego z 1934 r. znajdziemy ją pod numerem 1199, gdzie autor podaje, iż jej nakład został wyczerpany.

Jeśli chodzi właśnie o nakład to pozostaje on dla mnie zagadką. Teoretycznie max 100, jednak Władysław Terlecki wskazał dokładnie 81 egzemplarzy (nakład powielany dla pozycji P141a (stempel zwykły?) w katalogu Pana Janusza Parchimowicza). Skąd jednak ta liczba? (3 x 27 = 81 ☺ ). 

Stempel lustrzany, polerowany czy zwykły?

W katalogu Pana Janusza Parchimowicza srebrna pięciozłotówka z 1927 r. z napisem PRÓBA oraz napisem na rancie widnieje w dwóch miejscach:

  • P141a (stempel zwykły)
  • P141e (stempel lustrzany) [na zdjęciu w katalogu jest właśnie egzemplarz z MNW]

Czy jednak na pewno mamy do czynienia z dwoma rodzajami stempla? Spróbujmy rozstrzygnąć tę kwestię, która do dziś budzi wątpliwości wśród kolekcjonerów monet próbnych.

Władysław Terlecki w swoim katalogu tłumaczy powyższe zagadnienie w następujący sposób:

"Czytelnik spotka w opisie monet określenie „bita stemplem lustrzanym”. Niektóre monety próbne lub pamiątkowe były wykonywane w sposób specjalny: stemple przed użyciem zostały wytrawione kwasem we wgłębieniach stempla co przy biciu dawało charakterystyczne zmatowienie rysunku. Płaszczyzna stempla (tło) tych monet ulegała specjalnemu polerowaniu nadającemu monecie połysk właściwy dla metalowych luster. W ten sposób wykonane bardzo efektowne monety określamy jako okazy połyskowe lub bite stemplem lustrzanym i traktujemy jako odmianę."

"Nie uważamy natomiast za odmianę monet bitych stemplem polerowanym. Każda para stempli zostaje przed użyciem wypolerowana w sposób zwykły, oczywiście bez matowania wklęsłego rysunku. Polerunek ten jest widoczny na pierwszych setkach odbitych monet. Później następuje stopniowe starcie polerunku i wygląd monet nieco się zmienia. 

W mennicy w okresie międzywojennym często dostarczano zbieraczom w drodze wymiany egzemplarze, pochodzące z pod świeżo założonej pary stempli. Zwano je monetami bitymi stemplem polerowanym. Zarówno wówczas jak i dziś nie były one traktowane jako odmiany, lecz jako okazy wzorowo wybite. (…) "

Jednocześnie w katalogu Terleckiego Nike odpowiadająca charakterystyce naszej bohaterki nie zawiera adnotacji "bita stemplem lustrzanym" czy "okaz połyskowy". 

Pomimo niezaprzeczalnego piękna lustra monety z MNW, relief moim zdaniem nie nosi znamion matowienia w takim stopniu jak choćby w przypadku zaprezentowanej wyżej Żniwiarki z 1927 r. 

Co na to materiały źródłowe z epoki? We wspomnianym już wcześniej Komunikacie Gabinetu Numizmatycznego Mennicy Państwowej wśród monet próbnych dostępnych do nabycia w Gabinecie znajdziemy:


Znajdziemy tam również dużego Kopernika z tą samą adnotacją... Czyli jednak stempel lustrzany? 

A jak to wygląda dziś? Zgodnie ze standardami NGC dotyczącymi kwalifikacji PF (PROOF - lustrzanki) oraz PL (Proof-like - "jak lustrzanka"):

  • podstawową charakterystyką PF jest matowość reliefu oraz lustrzane pole (w zależności od stopnia kontrastu relief-tło moneta może dodatkowo zakwalifikować się na dopisek CAMEO lub ULTRA CAMEO (więcej informacji znajdziecie TUTAJ)
  • podstawową charakterystyką PL jest lustrzane pole monety – tutaj ocena skupia się właśnie na polu i jego stopniu odbicia, a nie matowości reliefu (monety „jak lustrzanka” co do zasady charakteryzuje relief normalnej monety i lustrzane (prawie) tło, co wynika w głównej mierze ze świeżości powierzchni stempla) (więcej informacji znajdziecie TUTAJ)

Tyle teorii, a jak wygląda rzeczywistość? 

Spójrzcie choćby na monetę oferowaną na Aukcji 9 Starego Sklepu - TUTAJ. Będę wdzięczny, jeśli ktoś mi wytłumaczy dlaczego moneta otrzymała tylko notę "MS"... 

Porównajcie ją z bohaterką dzisiejszego wpisu - TUTAJ. Widzicie istotne różnice, jeśli chodzi o lustro?

Na koniec moneta oceniona na PF61 CAMEO z Aukcji 8 NIEMCZYK DA  - TUTAJ. Niestety nie ma filmiku, ale spójrzcie również na zdjęcia na stronie NGC:

Przykładów jest więcej. Moim zdaniem - teoria teorią, a praktyka praktyką… 

Czy zatem monety odnotowane w katalogu Pana Janusza Parchimowicza pod numerami 141a i 141e to aby na pewno dwa odrębne warianty? Mam (uzasadnione) wątpliwości… 

Niezależnie jednak od tego, do jakiej kategorii trafiłaby bohaterka dzisiejszego wpisu, to nie ulega wątpliwości, że jej „lustro” jest wybitne. 

Tajemnicze okręgi

We wpisie o warszawskich bliźniaczkach z Londynu obiecałem, że przy Nike 1927 zajmiemy się tajemniczymi okręgami, widocznymi na wielu monetach próbnych z lat dwudziestych (kilka przykładów poniżej).

50 złotych 1924 Klęczący Rycerz (kolekcja: MNW)
 
2 złote 1924 Kościesza (kolekcja: MNW)

5 złotych 1925 Konstytucja SW-WG (kolekcja: MNW)

10 złotych 1925 próbne (źródło: WDA)

5 złotych 1927 (kolekcja: MNW)

Szukając wyjaśnień powyższego fenomenu, w pierwszej kolejności trafiłem na definicję tzw. „Lathe Rings” (z ang. Lathe – tokarka, Rings – pierścienie). Cytując portal error-ref.com:

Te koncentryczne pierścienie są produkowane przez tokarkę, która kształtuje stożkowatą powierzchnię niedokończonej matrycy roboczej. Stożek powinien być wypolerowany na gładko przed wtłoczeniem reliefu patrycy w matrycę. Jeśli polerowanie zostanie pominięte lub jest niewystarczające, powierzchnia pozostanie pokryta koncentrycznymi śladami tokarki, które nie zostaną usunięte przez późniejsze wtłaczanie reliefu patrycy w matrycę.

Jeśli jednak spojrzycie na zdjęcia monet, na których zidentyfikowano powyższą charakterystykę, zobaczycie, że problem dotyczy pola monety, a nie reliefu – wydaje mi się, że w trakcie tłoczenia stempla obszar, na którym odciskany będzie relief patrycy zachowa się jak plastelina, stąd niedoskonałości powierzchni stempla pozostaną tylko w polu (?).

Zatem wydaje się, że to nie to – w przypadku Nike i innych międzywojennych prób okręgi występują wyłącznie na reliefie.

W jednym z opisów aukcyjnych Nike 1927 znalazłem inne wyjaśnienie: "Wgłębienia powstałe w wyniku niedoczyszczonego stempla.". Tę teorię jednak odrzucam - po pierwsze z uwagi na to jak wyglądają ślady po czyszczeniu stempla, po drugie z uwagi na fakt, iż tożsame okręgi występują na różnych typach monet próbnych.

Oglądając jednak stare filmiki dotyczące produkcji monet, przyszedł mi do głowy inny pomysł na wyjaśnienie tej zagadki. Zanim o nim, obejrzyjcie sobie ten króciutki filmik: TUTAJ

Możemy na nim zaobserwować działanie maszyny redukcyjnej Janvier'a. Jak odbywa się „wycinanie patrycy”? Ano po okręgu… Co jeśli wystąpi jakiś błąd w działaniu maszyny redukcyjnej, w jej kalibracji? Być może, że miejscowo będziemy mieć do czynienia z różnicą w wysokości reliefu (jeden okrąg głębiej, jeden płycej). Jeśli tak, to na reliefie patrycy zobaczymy właśnie takie linie. Jeśli patryca nie zostanie odpowiednio przygotowana, to jej niedoskonałości przetransferują się następnie na wklęsłe elementy matrycy (stempla). Powierzchnia płaska stempla zostanie wypolerowana (ewentualne niedoskonałości zostaną skorygowane), jednak elementy wklęsłe trudno będzie doprowadzić do stanu idealnego, więc zobaczymy je na monecie. 

Powyższa teoria powstała wyłącznie wskutek moich obserwacji, wypadałoby zatem odnaleźć jakieś potwierdzenie – pomyślałem.

W słowniku pojęć na The Newman Numismatic Portal, odnalazłem obszerny opis pantografu/maszyny redukcyjnej – znajdziecie go TUTAJ.

W powyższym tekście znajdziemy fragment dotyczący usterek:

„Matryce wycinane na wczesnych pantografach lub później przez niewykwalifikowanych operatorów często miały koncentryczne okręgi, ślad narzędzia tnącego na powierzchni matrycy. Linie te wymagają usunięcia z matrycy poprzez wygładzenie powierzchni, przez polerowanie lub ścieranie, lub przerobienie matrycy. W przeciwnym razie będą one widoczne na wszystkich wybitych egzemplarzach.”

Okazuje się, że maszyna redukcyjna może zostać użyta (i była używana) w dwojaki sposób – redukcja negatywowego modelu do sporządzenia matrycy (negatywowej) lub redukcja pozytywowego modelu do przygotowania patrycy (pozytywowej). Podobne problemy mogą zatem wystąpić również przy tworzeniu patrycy.

Z dostępnych zdjęć Mennicy Państwowej z lat dwudziestych (jak TUTAJ, TUTAJ, czy TUTAJ - aczkolwiek nie jest to jedyne źródło) wiemy, że modele używane do redukcji były pozytywowe, zatem powyższy problem musiał moim zdaniem dotyczyć właśnie patryc (to również jest spójne z mnogością wariantów stempli Nike i wspólnym ich mianownikiem – okręgami). 

Źródło: Mały Dziennik nr 219 10 sierpnia 1938, polona.pl

Wydaje się też wysoce prawdopodobne, że w przypadku monet próbnych bitych w MP nie sporządzano patryc roboczych (kolejne iteracje procesu skorygowałyby niedoskonałości patrycy/matrycy głównej), a monety bite były stemplami z „pierwszego tłoczenia”. 

Będąc przy maszynie redukcyjnej, wypada również wspomnieć o tym, iż Mennica Państwowa jeszcze w 1926 r. korzystała z wypożyczonej z Urzędu Probierczego starej maszyny, podczas gdy nowa leżała nierozpakowana. Poniżej fragment Sprawozdania Najwyższej Izby Kontroli o czynnościach dokonanych w 1926 r.:

Źródło: polona.pl

Powyższe, obok doświadczenia personelu raczkującej MP, moim zdaniem również mogło mieć wpływ na jakość wyprodukowanych patryc i stempli.

Zgadzacie się z powyższym wyjaśnieniem tajemniczych okręgów? 

Ciąg dalszy nastąpi…

Pięciozłotówka z Nike dźwiga na swoich barkach wiele historii. Jest również wiele niedopowiedzianych, przeinaczonych i niezgłębionych tajemnic i tematów, o których warto jeszcze powiedzieć. Zatem – do następnego wpisu!

Z pozdrowieniami,

Krzysiek


P.S. Pamięci tych, którzy odeszli zbyt wcześnie...

Komentarze

Popularne posty