Warszawskie Bliźniaczki z Londynu – rzecz o próbnych dwuzłotówkach z 1924 roku

 


Kilkanaście miesięcy temu rozpocząłem śledztwo dotyczące pierwszej emisji srebrnych monet II RP. Celem było pozbieranie i poukładanie sobie dotychczas spisanej wiedzy w tym zakresie, a także ustalenie jak najpełniejszej historii tej emisji widzianej oczami ówczesnej prasy. Gromadzony materiał źródłowy rozrastał się. Nocne szperanie w archiwach cyfrowych przynosiło pierwsze efekty, jednak każde nowe znalezisko generowało szereg dodatkowych pytań. Postanowiłem zmienić strategię i zacząć pytać. Jako, że na początku uwagę swoją skupiłem na Birmingham, pierwsze pytania powędrowały do Wielkiej Brytanii… To co udało mi się odkryć na wyspach oddaliło mnie nieco od głównego wątku poszukiwań (przynajmniej na jakiś czas), ale jednocześnie okazało się być początkiem fascynującej historii, która trwa do tej pory, a którą chciałbym się z Wami podzielić.

Muzea kryją w sobie wiele obiektów, które często przez lata leżakują w zaciszu gabinetów, czekając na możliwość zaistnienia na ekspozycji. Czasem jednak, z różnych względów, taka możliwość nie nadchodzi. Zastanawialiście się kiedyś ile polskich numizmatów leżakuje właśnie w ten sposób w muzeach poza granicami naszego państwa? Ja nie, dopóki w wyniku kwerendy (dotyczącej głównie kwestii informacyjnych i dokumentowych) wysłanej do Muzeum Mennicy Królewskiej w Londynie (dalej: RMM) moim oczom nie ukazał się skarb.  

W kolejnych wpisach (z etykietą RMM) postaram się zaprezentować Wam ciekawsze egzemplarze z całkiem sporego zbioru polskich obiegowych i próbnych monet II RP będącego w posiadaniu The Royal Mint Museum. Być może uda się nam także odkryć źródło tego skarbu, które póki co pozostaje tajemnicą…

Dziś pierwsza część. Zapraszam do lektury!

I jeszcze gorąca prośba. Staram się dokładnie weryfikować przedstawiane tezy. Nie jestem jednak nieomylny i sam cały czas się uczę,  także jeśli zauważycie coś, co można doprecyzować lub coś co wymagałoby korekty – dajcie znać w komentarzach lub na maila kontaktowego. Celem tego bloga nie jest chwalenie się, ale, poprzez dzielenie się przemyśleniami i odkryciami, popularyzacja i rozwój dotychczasowej ogólnodostępnej wiedzy o mennictwie II RP.

Pozdrawiam serdecznie,

Krzysiek

Warszawskie Bliźniaczki z Londynu

W 1924 r. Odrodzona Rzeczpospolita doczekała się pierwszej srebrnej monety zdawkowej. 

Dla jednych obrzydliwe:

Źródło: Mucha, 28.11.1924, polona.pl

dla innych piękne: 

Źródło: Pocięgiel, nr 47 1924, polona.pl

– popularne Żniwiarki, bo o nich mowa, w wersji obiegowej bite były w dwóch nominałach (1 i 2 zł) w czterech różnych mennicach zagranicznych (z datą 1924: Birmingham, Paryż oraz Filadelfia, z datą 1925: Londyn i Filadelfia).

Historia tych monet poczynając od projektu, przez rozmaite problemy techniczne, komplikacje, kontrole NIK, na nakładach kończąc, jest niezwykle ciekawa. To jednak temat na osobną, nieco dłuższą opowieść. Mam nadzieję, że kiedyś uda mi się ją opowiedzieć w całości.

[Jeśli jednak już teraz chcielibyście zaczerpnąć informacji, bez żmudnego przedzierania się przez repozytoria, to sporo materiału źródłowego zgromadzono na monetyforum.pl oraz forum.tpzn.pl – kilku użytkowników zrobiło tam naprawdę świetną robotę!]

Niniejsze opracowanie dotyczy próbnej dwuzłotówki z 1924 roku wybitej w Warszawie. W Londynie znalazła się z siostrą bliźniaczką, ale jak zobaczycie i przeczytacie, każda z nich jest swoistą indywidualnością.

Zanim jednak zajmiemy się analizą samych monet, krótki materiał źródłowy.

Uznali za odpowiedniejsze…

Nowe srebrne dwuzłotówki w powszechnym obiegu ukazały się 31 października 1924 r. Jak 1 listopada donosiła Warszawianka: „Wczoraj niezwykła niespodzianka spotkała urzędników państwowych, gdyż wypłacono im pensje wyłącznie prawie srebrnemi dwuzłotówkami i bilonem niklowym. Dzięki tej okoliczności wieczorem miasto nasze miało w obiegu niewidziane od lat kilku monety srebrne (…)”. Niestety radość nie trwała długo - wady wybitych w Birmingham oraz Filadelfii monet wywołały burzę medialną. W odpowiedzi zarówno Ministerstwo Skarbu, jak i Mennica Państwowa wystosowywały komunikację do prasy. Poniżej znajdziecie fragment opublikowanego 9 listopada 1924 r. na łamach Naszego Przeglądu wywiadu z ówczesnym Dyrektorem Mennicy Janem Aleksandrowiczem, który wprowadzi nas do historii wybicia próbnych dwuzłotówek.

„(…) Przy tej sposobności p. Dyrektor Aleksandrowicz wyjął wzór monety dwuzłotowej, bitej w mennicy polskiej – która wykonana została absolutnie bez zarzutu.

- Gdy pokazaliśmy rzeczoznawcom francuskim, ciągnął dalej p. dyrektor mennicy, próby monet wyrobu angielskiego i wyrobu polskiego, rzeczoznawcy uznali za odpowiedniejsze bardziej płaski rysunek angielski, niż wypukły polski. (…)”.

Dyrektor Aleksandrowicz podczas wywiadu z pewnością nie trzymał w rękach żadnego z zaprezentowanych niżej egzemplarzy (jak zobaczycie nie są wykonane bez zarzutu), a kandydatek odpowiadających opisowi wydaje się być więcej (niektóre z nich zobaczycie w kolejnych częściach tej serii), ale nie ulega wątpliwości, że relief tych monet jest wyraźniejszy i bardziej wypukły w porównaniu z innymi emisjami z 1924 r.

Próba z Kościeszą

Władysław Terlecki w opublikowanym na łamach Wiadomości Numizmatycznych Katalogu monet polskich bitych w okresie od 1917 do 1944 r. (Zeszyt nr 2, rok 1958) identyfikuje monetę próbna bitą w 1924 r. w ilości ca 10 egzemplarzy stemplem wypukłym w srebrze ze znakiem menniczym koło cyfry 1 (poz. 43). To właśnie nasza bohaterka. Pierwsza srebrna dwuzłotówka, na której znajdziemy znak Mennicy Państwowej. Odnajdziemy ją również w notatkach Gustawa Soubise-Bisiera, gdzie autor wskazuje, iż jest to czwarta próba, bita w Warszawie z Kościeszą.

W katalogu Pana Janusza Parchimowicza (Monety Rzeczypospolitej Polskiej 1919-1939, wydanie 2) moneta została oznaczona numerem katalogowym P133j, a jej zdjęcia z aukcji Warszawskiego Centrum Numizmatycznego znajdziecie TUTAJ.

No i w zasadzie wszystko jest jasne, RMM posiada po prostu w swoich zbiorach dwa egzemplarze tej polskiej monety próbnej (co i tak jest ciekawostką samą w sobie, zwłaszcza zakładając, że nakład faktycznie wynosił ok. 10 egzemplarzy). Czy jednak na pewno?

Moim zdaniem nie do końca. Umiejscowienie znaku menniczego się zgadza, jednak detale rysunku są ciut odmienne. Z czego to wynika? Czy jest to nowa odmiana projektu? Czy jest to wariant stempla powstały w wyniku błędu technicznego? Czy też stempel został intencjonalnie sporządzony właśnie w ten sposób? Zanim spróbujemy poszukać odpowiedzi na te pytania, zobaczmy jednak w końcu bliźniaczki z bliska.

Egzemplarz nr 1


Źródło: Zdjęcia udostępnione Autorowi przez The Royal Mint Museum, są wyłączną własnością The Royal Mint Museum

Egzemplarz nr 2


Źródło: Zdjęcia udostępnione Autorowi przez The Royal Mint Museum, są wyłączną własnością The Royal Mint Museum

Ogólna prezencja

Jestem ogromnym fanem monet pokrytych starą, ciekawą patyną, dlatego też, gdy po raz pierwszy zobaczyłem te zdjęcia, serce zaczęło bić mocniej. W szczególności awersy obu monet, tak różne jeśli chodzi o kolorystykę, prezentują się wyśmienicie. Rewersy (choć zgodnie z przyjętym w epoce nazewnictwem to strona z nominałem była stroną główną) są nieco mniej atrakcyjne wizualnie. Przynajmniej na zdjęciu na wprost. Patyna ma to do siebie, że docenić ją można zazwyczaj dopiero, gdy światło zagra na powierzchni monety. Niestety nie udało mi się uzyskać nagrań z RMM (może uda się to zrobić podczas kwerendy na miejscu – jeśli tak to z pewnością zobaczycie je w pełnej krasie). Nie ulega jednak wątpliwości, że oba egzemplarze zachowane są w pięknym stanie (na tyle na ile można ocenić stan monety po samych zdjęciach) – najwyższe partie reliefu są praktycznie nienaruszone.

Jest też ciekawostka dla miłośników błędów menniczych, do której wrócę w dalszej części.

Awers – detale

Detalem, który w obu przypadkach najbardziej rzuca się w oczy jest brak czwartego pazura w obu łapach orła, który z resztą cały jest nieco smuklejszy.


Tutaj mała dygresja. Po przewertowaniu katalogu Pana Janusza Parchimowicza i uświadomieniu sobie, że trójszponiastego orła z Kościeszą na Żniwiarce świat jeszcze nie widział wpadłem w maleńką euforię. „Przecież to całkowicie nowa próba” – pomyślałem. I już nawet zbudowałem teorię wyjaśniającą ten fenomen – orzeł z ustawy z dnia 1 sierpnia 1919 r. o godłach i barwach Rzeczypospolitej Polskiej (Dz.U. 1919 nr 69 poz. 416) miał przecież trzy szpony, a skoro tak to może była to pierwsza próba nawiązująca do ustawowego wzoru. Być może powyższe znalazłoby zastosowanie do próbnej 100-markówki z 1922 (Typ I vs. Typ II), ale po dokładniejszej analizie bliźniaczek z przykrością stwierdziłem, że to nie będzie ten przypadek.

Patyna i dobór światła potrafią zdziałać cuda jeśli chodzi o percepcję detali monety z fotografii. Wpatrując się po raz kolejny w powyższe zdjęcia w dużym przybliżeniu wydało mi się, że zobaczyłem jednak zarys szpona. Nie chcąc nikogo wprowadzać w błąd, postanowiłem to zweryfikować. Otrzymane dodatkowe informacje potwierdziły fakt, iż zarys szpona na obu łapach istnieje, choć jest niemalże niewidoczny (na obu egzemplarzach).

Powyższe ustalenie pozwala stwierdzić, że nie mamy w tym przypadku do czynienia z modyfikacją projektu/modelu. Nie zmienia jednak faktu, że awersy bliźniaczek delikatnie różnią się od awersu zaprezentowanego w katalogu Pana Janusza Parchimowicza egzemplarza. Poniżej starałem się graficznie przedstawić niektóre z tych różnic.


Zanim spróbujemy rozstrzygnąć skąd się wzięły, przyjrzyjmy się jeszcze detalom strony portretowej.   

Rewers – detale

„Dziewczęce główki” bliźniaczek, jak zwykł je nazywać Pan Andrzej Banach (Kobiety na monetach, Wrocław 1988), wydają się nosić podobne cechy jak orzeł – najniższe partie reliefu (przestrzeń między brodą a ramieniem, rąbek chusty czy jej tylnia część) wykazują delikatne różnice w stosunku do rewersu monety z aukcji WCN.

                          

Wariant stempla – metoda prób i błędów?

Spróbujmy zatem odpowiedzieć na pytanie – skąd wzięły się te różnice?

Zanik szpona na prawej (heraldycznie) łapie orła występuje na Żniwiarkach z Londynu. Pan Jerzy Chałupski w swoim katalogu (Specjalizowany Katalog Monet Polskich XX i XXI w.,część druga: II Rzeczpospolita, Generalne Gubernatorstwo, 1918-1945, wydanietrzecie, Sosnowiec 2020) zwrócił uwagę na ten fakt w odniesieniu do złotówek z 1925 r., nie rozstrzygając jednak ostatecznie, czy to wariant stempla czy skutek stopniowego zużywania się matrycy do stempli. Myślę, że jedno nie wyklucza drugiego – skutkiem stopniowego zużywania się matrycy do stempli (working hub) będzie niezamierzony, lub inaczej, nie intencjonalnie zmieniony rysunek stempla, czyli w pewnym sensie jego wariant. W przypadku monet obiegowych bitych w milionach egzemplarzy (a przez to przy użyciu bardzo dużej liczby stempli) wytłumaczenie to wydaje się mieć rację bytu. Jednak w przypadku monety próbnej, wydaje się, że zużycie matrycy do bicia stempli nie będzie miało szansy wystąpić (?).

Myślę jednak, że zanik najniższych partii reliefu wskazuje na inny błąd występujący w procesie produkcji stempli – zbyt mały nacisk prasy przy tłoczeniu stempla. W takim wypadku, cytując Pana Jerzego Chałupskiego: na stempel przenosi się to, co jest najbardziej wypukłe na patrycy oraz na monecie.

W przypadku bliźniaczek mamy moim zdaniem do czynienia właśnie z tym zjawiskiem.

Dlaczego jednak dla próby technologicznej sporządzono różne stemple? Nie wydaje mi się to być przypadkiem.

Władysław Terlecki na łamach swojego katalogu opisując genezę monet próbnych wskazał m.in.:

Monety próbne były wybijane z konieczności technicznych (…). Zjawisko to występowało szczególniej w mennicy stworzonej od nowa, nie posiadającej żadnych tradycji i doświadczeń technicznych. Miały one na celu wypróbowanie różnych rodzajów stopów brązu i srebra, znalezienie równowagi pomiędzy siłą automatu monetarnego, średnicą krążka, grubością krążka, twardością stopu i wysokością reliefu monety. (…)”

Myślę sobie, że testowana mogła być też siła nacisku prasy na wcześniejszym etapie i stąd opisane wcześniej różnice. Wydaje mi się również (po raz kolejny patrząc na zdjęcie z aukcji WCN), że bliźniaczki mimo wszystko wybite są mniej „reliefnie”, tzn. głębokość wklęsłych partii stempla jest nieco mniejsza, co zdaje się potwierdzać wniosek o niższej sile nacisku przy produkcji stempla.

Łyżka dziegciu

Cudze chwalicie, swego nie znacie… W maju tego roku udało mi się wybrać na kwerendę do Muzeum Narodowego w Warszawie (więcej o tym w kolejnych wpisach), a tam w zaciszu gabinetów odnalazłem przepiękną siostrę bliźniaczek.


Źródło: Zdjęcia własne, moneta ze zbiorów Muzeum Narodowego w Warszawie

I co? Znowu różnice? Może zapchany stempel? 

Jeśli macie jeszcze jakieś pomysły na ich wyjaśnienie – zapraszam serdecznie do kontaktu.

Filmik z monetą zobaczycie na publicznym profilu FB bloga (z góry przepraszam za drgania, ale powiedzmy, że trudno było opanować emocje☺).

Dwoi się i troi...

Pisałem, że będzie ciekawostka dla miłośników błędów menniczych (choć te wyżej zdaje się, że też można zaliczyć do tej kategorii☺). Wprawne oko pewnie już wstępnie wyłapało o co chodzi, ale raz jeszcze przyjrzyjmy się bliźniaczkom z bliska. Poniżej kilka szczegółów, które pozwolą spojrzeć na całość z nieco innej perspektywy.

Po lewej stronie zobaczycie moim zdaniem przykład podwójnego bicia maszynowego (ang. machine doubling), a w zasadzie tzw. push doubling.  

W dużym skrócie chodzi o to, że podczas bicia monety stempel, np. z uwagi na niestabilność mocowania, odbija się od powierzchni monety, przekręca się i ląduje w nieco innym miejscu. Zostawia to charakterystyczne ślady - zdwojone elementy reliefu w postaci płaskich powierzchni przypominających nieco schodki/półki. Efekt może występować jednocześnie po obu stronach monety, przy czym zazwyczaj jest dramatyczniejszy po stronie stempla bijącego (ang. hammer die). Zgodnie z podlinkowaną definicją występują przypadki (i to jest moim zdaniem jeden z nich), w których w wyniku opisywanego błędu na powierzchni monety znajdziemy do trzech blisko rozmieszczonych zestawów elementów reliefu (przykładowo na zdjęciu wyróżniłem je kolorami na literze S).

Poniżej przykład ze strony portretowej. Różnica w przesunięciach jest tu wyraźniejsza niż na awersie.

Jest jeszcze jeden szczegół, który jednocześnie zdaje się potwierdzać to, że bliźniaczki powstały w wyniku bicia innym stemplem niż egzemplarz z aukcji WCN. Popatrzmy na litery T i E na stronie portretowej na wszystkich czterech egzemplarzach.

To co widzicie to moim zdaniem efekt Doubled Die. Zdwojenie rysunku (z charakterystycznym rozdwojeniem końcówek) występuje tutaj na skutek błędu (przesunięcia patrycy) w procesie produkcji stempla. Zdwojenie to będzie zatem obecne na wszystkich monetach bitych tym samym wadliwym stemplem. Na powyższym zdjęciu zobaczycie, że zarówno na bliźniaczkach (na których dodatkowo widzimy efekty zdwojenia maszynowego), jak i na egzemplarzu ze zbiorów MNW występuje dokładnie ten sam efekt, zaś moneta opisana w katalogu Pana Janusza Parchimowicza została wybita innym stemplem (bez defektu). 

A może to jednak Tripled Die?☺

Jest jeszcze jedna ciekawostka. Patrząc na relief strony portretowej Żniwiarki z MNW można zauważyć pewien szczegół. O nim jednak spróbuję napisać przy omawianiu próbnej Nike z 1927 r. Domyślacie się o co chodzi?

Parametry techniczne

Na koniec kilka informacji technicznych. Poniższa tabela prezentuje podstawowe parametry wspomnianych w niniejszym wpisie egzemplarzy próbnej dwuzłotówki.

 

Egzemplarz nr 1 RMM

Egzemplarz nr 2 RMM

Egzemplarz WCN (P133j)

Egzemplarz MNW

Metal

Ag

Ag

Ag

Ag

Stop

85,5%

85,5%

?

?

Średnica (mm)

26,99 

27,06

27

27,25

Waga (g)

9,626

9,737

10

10,08

Rant

Ząbkowany

Ząbkowany

Ząbkowany

Ząbkowany

RMM udostępniło mi wyniki badań spektroskopowych bliźniaczek. I choć można mieć wątpliwości co do dokładności badania powierzchniowego, to jednak porównując wyniki bliźniaczek i innych monet (o których dowiecie się w kolejnych odcinkach cyklu), jak również dostępne informacje z epoki, to uwidocznione w tabeli liczby wydają mi się być wysoce uprawdopodobnione.

Pierwotnie dwuzłotówki miały być bite w srebrze próby .835 (patrz Rozporządzenie Prezydenta Rzeczypospolitej z dnia 20 stycznia 1924 r. w przedmiocie systemu monetarnego).

Jak wskazałem wcześniej próby techniczne miały na celu wypróbowanie różnych rodzajów stopów brązu i srebra. Władysław Terlecki w swoim katalogu wskazuje co prawda tylko dwa stopy srebra .750 i .900 dla niektórych próbnych monet (tutaj poz. 43 nie znalazła się, choć myślę, że może być to błąd, a takie w katalogu się zdarzały), to jednak w kolejnym wydaniu z 1965 r. podaje już tylko ogólną informację, że monety próbne bite w srebrze posiadały zwykle tę sama próbę, względnie lepszą, aż do 0.900 włącznie.

Super byłoby uzyskać wyniki innych zachowanych egzemplarzy. Być może kiedyś się to uda.

Lustro

W opisie aukcyjnym WCN, jak również w katalogu Pana Janusza Parchimowicza nie znajdziemy informacji dotyczącej odmienności lustra tej próbnej dwuzłotówki. Również z informacji jakie udało mi się uzyskać z RMM nic nie wskazuje na to by bliźniaczki były bite stemplem lustrzanym.

Jak zobaczycie jednak na filmiku z egzemplarzem MNW, lustro monety jest wyjątkowe. Relief nie jest zmatowiony (to byłaby cecha monety lustrzanej), ale lustro jest bardzo świeże – to cechy stempla polerowanego. Do tego tematu jeszcze wrócę i postaram się omówić szerzej w jednym z kolejnych wpisów.

Jak warszawskie bliźniaczki znalazły się w Londynie?

Niestety nie zachowały się informacje dotyczące proweniencji zbioru. Być może znalazły się w Londynie w czasie II Wojny Światowej? Być może jakiś kolekcjoner oddał je do RMM? Być może były przedmiotem wymiany między przedstawicielami mennic/muzeów? A może… o tym jednak w kolejnych odcinkach J

P.S.

Serdeczne podziękowania składam na ręce wszystkich tych, którzy przyczynili się do powstania tego materiału. Szczególne podziękowania należą się zespołowi The Royal Mint Museum, bez których życzliwości i chęci pomocy ten wpis (jak i kolejne) nigdy by nie powstał.

P.S. 2

Na profilu FB będę zamieszczał informacje o nowych wpisach i inne drobniejsze ogłoszenia, także, jeżeli macie ochotę - zachęcam do obserwowania.



Pamięci JK...


[UPDATE 19.01.2024]

Dziś zupełnym przypadkiem w archiwum Antykwariatu Numizmatycznego Michała Niemczyka trafiłem na notowanie jeszcze jednego egzemplarza: TUTAJ (mamy już zatem połowę nakładu!).

Waga: 10,114 g. Co ciekawe, ten egzemplarz zdaje się wykazywać zobrazowane powyżej cechy zarówno egzemplarza z MNW, jak i tego z aukcji WCN. Zobaczcie sami:


Źródło: Antykwariat Numizmatyczny Michał Niemczyk



Komentarze

Popularne posty